Z działalności księdza nie zachowało się zbyt wiele dokumentów i pamiątek. Te uległy zniszczeniu lub zgubiły się w powojennej zawierusze.
- Od dawna interesuję się historią naszego miasta i osobami, które są związane ze Strzelcami. Mam znajomego w Opolu, który pewien czas temu skontaktował się ze mną i powiedział, że jest możliwość nabycia książki, która kiedyś należała do dawnego proboszcza strzeleckiej parafii - mówi Mariusz Lipok, pasjonat historii ze Strzelec. - W ten sposób do moich zbiorów trafił prywatny, kieszonkowy egzemplarz Pisma Świętego, a dokładnie Nowego Testamentu, który należał do księdza Karla Lange. Potwierdza to odbicie w jego wnętrzu pieczęci, którą posługiwał się jako nasz proboszcz. Książeczka waży 238 g i została wydana w 1939 roku w Paderborn w Niemczech. Nie udało mi się jeszcze ustalić, w jaki sposób książka się zachowała i kto ją przechowywał przez ten czas, ale ani chwili nie wahałem się, żeby znów wróciła do Strzelec - dodaje.
Kapłan wszystkich
Karl Lange urodził się 21 lutego 1870 roku w Wolanach, w powiecie kłodzkim, niedaleko Polanicy Zdrój. Był najmłodszym z dziesięciorga dzieci Otta Lang i Anny (zd. Rubartsch), z których on i jego brat Ernst zostali kapłanami.
- Nie było to wtedy takie oczywiste, bo ich ojciec Otto był ewangelikiem. Karl bardzo dużo czytał, miał wiele zainteresowań m.in. dobrze pływał i jeździł na łyżwach. Maturę zdał w Opolu i wtedy pojawiły się u niego pierwsze oznaki powołania do kapłaństwa. Wpływ na to miała głęboka pobożność rodziców i przykładna wiara ludu śląskiego, wśród którego się wychowywał - opowiada Mariusz Lipok.
Karl studiował teologię we Wrocławiu. 25 czerwca 1895 roku przyjął święcenia kapłańskie z rąk kardynała Georga Koppa. Mszę prymicyjną prawdopodobnie odprawił w kościele św. Krzyża w Opolu, a następnie przez 4 lata pracował jako wiary w parafii Mochów Pauliny. Później służył w Głogówku, a pod koniec 1902 roku został pierwszym proboszczem nowo wybudowanego kościoła w Gogolinie.
- Karl Lange dał się poznać jako niezwykle lubiany i zaangażowany duszpasterz, który szczególnie koncentrował się na wychowaniu młodzieży. Bardzo troszczył się o dwujęzyczność nauki, przy czym największy nacisk kładł na naukę języka polskiego. Religii uczył po polsku i po niemiecku, w tych językach przygotowywał też dzieci do I Komunii Świętej. Przy gogolińskiej parafii założył bibliotekę, gdzie ludzie mogli wypożyczać książki w tych dwóch językach - podkreśla Lipok.
Dodaje, że Lange zaangażował się w pomoc żywnościową i finansową dla najbiedniejszych parafian. To dzięki jego inicjatywie kościół otrzymał też nowe dzwony i ołtarz główny.
- Warto podkreślić, że podczas III powstania śląskiego spełniał powinności kapłańskie zarówno wobec Polaków, jak i Niemców. Kiedy zaczepiano go z tego powodu mówił "Jestem kapłanem dla wszystkich - spełniam swój obowiązek" - mówi strzelecki historyk.
Trafia do Strzelec
W 1925 roku zmarł ksiądz dziekan Maksymilian Ganczarski, proboszcz parafii pw. św. Wawrzyńca w Strzelcach Opolskich. 22 marca 1926 roku funkcję tę objął ksiądz Karl Lange.
- Na nowej parafii wykazywał dużo troski o wiernych i o kościół. Dzięki jego zabiegom w strzeleckiej świątyni powstały m.in. nowe ołtarze w prawej nawie bocznej. Ponadto wykonano instalację ogrzewającą kościół, zamontowano na organach dodatkowe piszczałki, a cały kościół został na nowo pomalowany - opowiada Mariusz Lipok.
Powstała też świetlica, czytelnia dla młodzieży oraz pomieszczenia katechetyczne. Lange utworzył Katolickie Biuro Ludowe, którego celem była pomoc najbardziej potrzebującym z całego powiatu.
- Karl Lange stał się kapłanem najniższych warstw społecznych – robotnikiem wśród ubogich. Chciał pozostać biednym wśród biednych, bo wierzył, że tylko w ten w sposób potrafi zachować wiarygodność katolickiego duszpasterza. Osobiste potrzeby ograniczał do minimum - mówi pan Mariusz.
Kiedy w styczniu 1945 roku wiadomo było już, że wojska niemieckie poniosą klęskę, a front wojsk sowieckich niebezpiecznie zbliżał się do Strzelec, mieszkańcy miasta uciekali. Do wyjazdu namawiano również proboszcza, ale on nie zamierzał opuszczać swojej parafii. W jednej ze swoich książek Karol Mutz tak wspomina księdza Lange: "[...] Pociechą, podporą i nadzieją dla strzelczan był w tych ciężkich czasach jak zawsze kościół św. Wawrzyńca z księdzem proboszczem Karlem Lange, który krótko po zajęciu miasta w 1945 r. zginie zamordowany przez czerwonoarmistów. A jeszcze 14 maja 1944 r. prowadził między innymi i mnie do I Komunii Świętej, a i w styczniu 1945 roku dodawał jeszcze ludziom otuchy [...]".
Ratował i pocieszał
20 stycznia 1945 r. radzieckie samoloty ostrzelały stojący na stacji kolejowej pociąg z uciekinierami.
- Było wielu rannych i zabitych. Proboszcz Lange pospieszył na stację, by udzielić rannym ostatniej posługi i pocieszać żyjących. Po tym wydarzeniu na ulicach miasta były już czołgi Armii Czerwonej. Po przybyciu wojsk sowieckich do Strzelec rozpoczęły się grabieże, morderstwa i gwałty. Ksiądz spędzał dnie i noce z ludźmi, którzy szukali schronienia w krypcie pod głównym ołtarzem. Podtrzymywał ich na duchu i krzepił wspólną modlitwą - opowiada Mariusz Lipok. - Wielokrotnie stawał w obronie mieszkańców, najczęściej kobiet, i udzielał im schronienia. Podczas łapanek ksiądz uratował pewną dziewczynę, Ursülę Hawlitzschka. Ta złapała go i błagała o pomoc, kiedy jeden z radzieckich żołnierzy próbował ją napastować. Po interwencji proboszcza mundurowy ją zostawił, jednak po pewnym czasie 16-latka znów została złapana. Później jej zmasakrowane zwłoki znaleziono na Adamowicach za mostem kolejowym. Nastolatkę rozpoznano jedynie dzięki długim warkoczom i potarganym szczątkom sukienki - dodaje.
Ciało pokłute bagnetami
Wieczorem 24 stycznia 1945 r. radzieccy żołnierze weszli na probostwo i kazali wszystkim obecnym zebrać się w jednym pomieszczeniu. Następnie zażądali od nich wydania zegarków. Ludzie byli przerażeni, dlatego ksiądz Lange próbował ich uspokoić.
- Taka postawa kapłana musiała jeszcze bardziej rozsierdzić żołnierzy, którzy coraz natarczywiej zaczęli domagać się kolejnych zegarków. Ponieważ nikt z obecnych już ich nie miał, powiedzieli księdzu Karlowi i wikaremu, że ich ze sobą zabierają. Gdy byli na zewnątrz wikary powiedział żołnierzom, że ma jeszcze jeden budzik i chętnie go przyniesie. Pozwolono mu odejść. Proboszcz Lange zdążył zawołać, żeby mu przyniósł kożuch, bo było wówczas bardzo zimno. W tym czasie żołnierze wraz z księdzem Lande oddalili się i wikary do nich już nie dołączył - mówi pan Mariusz.
Następnego dnia rano znaleziono ciało proboszcza. Jedni mówią, że leżało na placu kościelnym, drudzy, że wewnątrz kościoła. Ciało było pokłute bagnetami, a jego twarz wyrażała ogromne cierpienie, jakiego doznał przed śmiercią. Zwłoki kapłana ułożono na marach, czyli na noszach dla zmarłych, wyścielonych czerwonymi szatami liturgicznymi na środku kościoła parafialnego. Przez kilka dni było wystawione na widok publiczny. Obok nieżyjącego kapłana leżało również zrzucone przez radzieckich żołnierzy tabernakulum.
- Zrobiono to z rozmysłem, ponieważ zauważono, że gdy czerwonoarmiści zamierzali wtargnąć do krypty do znajdujących się tam dziewcząt, to na widok leżącego w kościele ciała kapłana, dawali spokój i wychodzili na zewnątrz. W ten sposób jeszcze po śmierci zmarły proboszcz skutecznie chronił ukrywające się w krypcie kościelnej dziewczęta i kobiety - kończy Mariusz Lipok.
31 stycznia 1945 roku ciało księdza Karla Lange zostało pochowane bez trumny, ponieważ nie dało się jej zdobyć, przy kościele św. Wawrzyńca w pobliżu zakrystii. Do dziś znajduje się tam jego miejsce spoczynku. Dopiero po wojnie dokonano ponownego pochówku, już trumnie, i postawiono pomnik.
Tekst powstał przy współpracy z Mariuszem Lipokiem, autorem bloga "Historie znane i te mniej znane", www.historianbloog.blogspot.com.
Komentarze